W pebeefy gram od lat. Sześciu z hakiem. Wzięło
się to z głodu grania - jako etatowa MG zagrałam w ciągu ostatnich ośmiu lat
może dwadzieścia sesji. No ok, bądźmy hojni, trzydzieści, była w końcu po
drodze kampania nMaga. Zwykliśmy nawet z pozostałymi graczami żartować, że były
dwie kampanie - ta, w którą graliśmy i ta, którą prowadził nam MG, tak bardzo
różniły się nasze spojrzenia, wrażenia i rozumienie tego, co się działo na
sesjach.
Och, moja biedna Tove...
Khm, tak. Więc pebeefy. Strasznie chciałam grać,
lubiłam to ogromnie, przeżywanie, więź z postacią, bycie główną bohaterką i w
ogóle, toteż skorzystałam z dobrodziejstw internetów, znalazłam Strefę, no i faktycznie
zaczęłam grać. I bardzo, bardzo długo – do marca, albo i października 2012 -
był to mój mroczny sekret. Przyznawałam się czasem, jasne, ale niechętnie i od
razu zaznaczając, że to nie to samo, co Prawdziwa Sesja.
No owszem, nie to samo. No i faktycznie,
jest czym gardzić w pebeefach, bardzo rzadko się kończą i stanowią często
straszny, naprawdę okropny festiwal grafomanii. Zło, naprawdę zło, nie dziwię
się wcale, że to było moje guilty-nie-do-końca-plesaure.
Potem przyszedł przełom. Przełom ciągle trwa,
składa się z prowadzenia jednej sesji i pięciu postaci i spowodował, że
zaczęłam rozmyślać niestety, jak widać. Rozmyślania dotyczyły głównie różnic
pomiędzy pebeefami i erpegami stolikowymi, bo odkryłam (fanfary proszę), że to
są różne gry.
Łatwo się pomylić, jasne. W jednych i drugich
mamy zwykle MG i graczy, gracze mają BG, MG opisuje świat, gracze swoje
postaci, blablabla. Tylko że sposób opisu jest zupełnie inny.
Erpeg stolikowy jest dynamiczny i zbudowany z
bardzo małych elementów, dorzucanych bez przerwy przez wszystkich uczestników
zabawy bez określonego porządku. Wiecie „widzicie karczmę, co robicie?”, „to ja
go tnę”, takie tam. Pojedyncze elementy nie mają większego znaczenia, ale razem
budują historię. No i dzięki temu dobrze się sprawdzają sceny akcji, pościgi,
walki, skrzypiące drzwi, nawiedzone domy, wszystko to, co buduje się z drobnych
elementów. Jasne, relacje między postaciami są ważne, psychika postaci jest
ważna, relacje z enpecami są ważne, intrygi są ważne, ale najbardziej pamiętamy
chyba właśnie te rzeczy, które są jak z kina akcji albo z horroru. Te, które na
forum potrafią być przysłowiowym wrzodem w dolnej części pleców.
Walka na forum jeszcze ujdzie, jak się ją
sensownie ogarnie. Jak się ją sensownie ogarnie i nie jest duża, to minie
szybko, bo można rozegrać ją w tydzień.
Mhm. Tak. Małą walkę. Trzy minuty czasu gry,
kwadrans do dwudziestu minut na sesji stolikowej. Tydzień czasu realnego w
pebeefie, przy dobrych wiatrach.
Podobnie jest z pościgami albo z horrorem – z
horrorem jest najgorzej. Znaczy, nie twierdzę, że nie da się poprowadzić
dobrego horroru przez forum, da się, podobno niedawno wystraszyłam graczy w
przygodzie, którą teraz prowadzę, ale forum pozbawia mnóstwa środków, które
mamy w sesji na żywo. Kiedy udawało mi się zrobić horror w sesji na żywo (stało
się to przypadkiem, a potem gracze zażyczyli sobie horrorowej kampanii, która
oczywiście nie wyszła, los jest strasznym bucem) budowałam klimat właśnie
drobnymi elementami wrzucanymi pomiędzy deklaracjami graczy, w bardzo spokojnej
w gruncie rzeczy scenie przeszukiwania budynku. Nie do zrobienia w pebeefie. To
znaczy, można to robić, jasne, ale w najlepszym wypadku nie zadziała. W
najgorszym – zabije sesję.
No bo właśnie – pebeef jest zbudowany z większych
klocków. Z postów. Postów MG, następujących po nich postów graczy z reakcjami
na post MG i znowu postów MG. To jest bardzo ściśle określona struktura. Mało
tego, każdy post jest prawie że autonomicznym elementem. Ma o wiele większą
wagę niż deklaracja albo opis w normalnym erpegu. Jest jakąś całością, ma
wstęp, rozwinięcie i zakończenie, skończony post to skończony klocek – zupełnie
inaczej niż na żywo, bo na żywo... Jakbym miała szukać metafor – a lubię szukać
metafor – to powiedziałabym, że na żywo się wspólnie tka historię, każdy plącze
mały supełek, który sam w sobie jest bez wartości („idę za nim”, „to ja go
tnę”, „nie udało ci się, co robisz?”) a w pbf
buduje się tę historię z cegieł.
Trochę to wszyscy czujemy – często rozgrywamy
dialogi przez googledocs i wrzucamy je w posty kiedy są już
zakończone; pytamy MG czy możemy napisać że to i to się udało i czy możemy to
opisać w poście i przejść dalej. Chcemy zamknąć w poście coś sensownego.
Z drugiej strony – myślenie „stolikowe” ciągle w
pewnym sensie pokutuje, chyba zwłaszcza u MG – ale nie tylko. Prowadzi się
sesje oparte na scenach akcji. Albo pisze posty z opisem wyników akcji graczy
(albo opisem miejsca, do którego dotarli), nie dodając do tego żadnego
wydarzenia, nic na co mogliby zareagować, nic co zmuszałoby do reakcji.
Taka jest smutna prawda – graczy do reakcji trzeba zmusić w
większości wypadków niestety (chciałam powiedzieć że kocham moich graczy i są
najlepszymi graczami świata, żeby nie było wątpliwości). Na żywo nie wszyscy
reagują na to, co przedstawia MG, ba, reakcja, w ogóle podjęcie działania
wymaga czasem zwyczajnie odwagi cywilnej. Pamiętam, że kiedy byłam naprawdę
małą erpegówką (nawet jeszcze nie byłam małą wodziarą, więc to było dawno)
wiele sesji po prostu przesiedziałam milcząc, bo bałam się zrobić coś głupiego,
nie czułam się pewnie w świecie i nie chciałam z siebie zrobić idiotki. I
faktycznie, byłam ulubioną graczką naszej MG, bo mogła się ze mną śmiać z tego,
jakie głupie te gracze że kompletnie świata nie znają. Proszę się nie oburzać,
trzynasto i czternastolatki nie mają mózgu, nie można ich oceniać jak
normalnych graczy ;) W każdym razie, podejście „poczekam co się jeszcze
zdarzy”, „niech fabuła do mnie przyjdzie” albo „nie będę się wygłupiać, pokażę
milcząca wyższość” też w pewnym sensie wynika z przyzwyczajeń z sesji na żywo i
jest dosyć powszechne.
A tymczasem o wiele lepiej gra się, kiedy przynajmniej MG zdaje sobie
sprawę, że fabuła w pbfie nie płynie jak na żywo. Fabuła w pbfie porusza się na
ogół skokowo, post MG ma przynajmniej sprawiać wrażenie, że coś się zmieniło
albo stało się coś ważnego, a kiedy do tego posty graczy zawierają... Och, po
prostu interakcje z zaistniałą sytuacją, to naprawdę da się grać i czerpać z
tego mnóstwo, mnóstwo frajdy. Ale o frajdzie i tym co dają pebeefy czego nie dają sesje stolikowe będzie w następnym odcinku, bo w ogóle to to, coście właśnie przeczytali to obcięty kawałek z czegoś zupełnie innego, więc można się spodziewać w najbliższym czasie stosunkowo częstych aktualizacji, bo akurat mam o czym pisać ostatnio ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz